Rozdział 17
Przemiana
27 listopada 2010
Stało się ze mną coś niezwykłego. Wszystko się zmieniło.
Są dobre i złe strony tej metamorfozy. Jestem jedną z NICH.
Ale czy to, czym jestem jest dobre? Czuję,słyszę ,myślę, widzę- inaczej.
Elena Gilbert
Zanim Elena napisała w pamiętniku to co czuje powiedziała wampirzycy co widziała.Następnie pożegnała ją w portalu czasoprzestrzeni,co było wystarczającym dowodem na jej prawdomówność.
Jako wampirzyca była młodsza od wampirzycy,która zniknęła w portalu.Miała fioletowe oczy jak ona,ale jedna rzecz się nie zgadzała.Elena w porównaniu do Katherine,która rzekomo okazała się nią -na twarzy malachitowe wzory.Uznała jednak,że może to minie,albo jest to oznaka inności każdego wampira.Właśnie Stefano opowiadał jej,że każdy wampir ma jakiś dar bądź posiada jakąś umiejętność bardziej wyćwiczoną niż inni.Jaką ja mam umiejętność-zastanawiała się.Stefano!-zapomniałam muszę się stąd wydostać i ich odszukać.Wstała na równe nogi i zdała sobie sprawę,że zrobiła to w wampirzym tempie.Zdała sobie sprawę,ze wraz ze zniknięciem wampirzycy zniknął także średniowieczny dom.Elena stała w środku lasu,nie mając pojęcia gdzie się znajduje.Spojrzała w niebo i uświadomiła sobie,że widzi wszystko w zupełnie innym świetle.Wyraźniejsze,ostrzejsze,po prostu piękniejsze.Na niebie świeciły gwiazdy.Już po zmroku-pomyślała.Zastanowiła się jak znaleźć bezpieczne miejsce przed słońcem.Nie miała pojęcia jak słońce może na nią zadziałać,Stefano i Damon nosili pierścienie,Edward się w nim błyszczał.A ona?Po prostu mogła się na nim roztopić albo wybuchnąć?Wolała tego nie sprawdzać bez zabezpieczeń.To była wystarczająca motywacja aby ruszyć w drogę na poszukiwanie wyjścia i odnalezienia Stefano.Nagle przyszło jej coś do głowy.Przekartkowywała w swojej głowie wspomnienia,kiedy poznała tajemnice Stefano,opowiadał jej,że każdy wampir posiada umiejętność komunikowania się ze sobą w myślach.A może jednak nie?-ugryzła się w język nim podjęła się wyzwania.Jak Stefano,Damon i Edward się dowiedzą w ten sposób to nie wiadomo co się stanie.Musze odnaleźć ich sama,bez wypróbowania mocy-postanowiła.Nagle do jej uszu doszedł dźwięk poruszających się gałęzi.Był to mały,szary królik.Elena wyczuła jego zapach.Zdziwiła ją ta umiejętność.A jeszcze dziwniejsze było to,że słyszała bicie serca zwierzęcia i słyszała jak krew pulsuje mu w żyłach.Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo czuję ukłucie w gardle-to był głód.Musiała się pożywić!Jednym,zgrabnym,zwinnym ruchem naprężyła ciało niczym kocica szykująca się do skoku i rzuciła się na zwierzę.Nie zdążyło choćby drgnąć a ona zdążyła wbić swoje ostre kły w bezbronnego królika.Krew nie była smaczna,ale choć trochę uspokoiła pragnienie,a gardło tak nie doskwierało.Ruszyła na polowanie.
*
Bella zaparkowała swój samochód na parkingu przed biblioteką.Rozejrzała się ostrożnie czy gdzieś nie stoi srebrne volvo,albo zza rogu nie wychodzi Edward.Nikogo,an i niczego nie dostrzegła.Wspięła się powoli po cementowych schodkach do drzwi biblioteki.Mimo ostrożności i tak się potknęła.Omal się nie przewróciła,ale w samą porę oparła się o drzwi prowadzące do środka.Gwałtownie się otworzyły pod jej ciężarem.Już miała się publicznie skompromitować,kiedy chłopak stojący za drzwiami złapał ja delikatnie,ale stanowczo.
To był Michael Ralph.
-Bynajmniej wiem,że jesteś-uśmiechnął się szeroko,odsłaniając rząd śnieżnobiałych zębów.
Bella oblała się rumieńcem i podciągnęła się na nogi.
-Dzięki-zdołała wysapać posyłając uśmiech.
-Już myślałem,że nie przyjdziesz-rozpoczął rozmowę,potem dalej kontynuował mówiąc o czymś z ożywieniem.
Bella jednak miała się na baczności.Rozglądała się po wszystkich zakamarkach i regałach miedzy książkami czy nikt ich nie obserwuje.Myślami była gdzie indziej.Wyrwało ją z nich chrząknięcie Michaela,który szybko zdał sobie sprawę z tego,że Bella go nie słucha.
-Przepraszam-posłała mu przepraszające spojrzenie.
-O.K.Rozumiem,że Edward nie wie o tym,że tu jesteś-zauważył inteligentnie chłopak.
-No tak-przyznała się zawstydzona.
-Bella,co się dzieje?-zapytał spokojnym i poważnym tonem.
Dziewczyna starała się nie patrzeć mu w oczy.
-Najzupełniej nic,po prostu…chciałam się spotkać,bo nie chcę byś myślał,że cię unikam i nie chcę się z tobą widywać.Jestem sama.Nie mam komu się wyżalić,bo wszyscy są zajęci-zaczęła coś bełkotać,starając się ułożyć jakieś sensowne zdanie,zdanie,które wytłumaczyłoby co czuje,a za jednym zamachem niczego nie zdradziło.Nie zdradziło jej sekretu.
*
Elena ukryła się w jaskini.Ze stalagmitów spadały krople deszczu,uderzając w ziemię,tworząc małą kałuże.
Panujący w środku zapach był ledwie wyczuwalny,ludzkie receptory węchu,nie byłyby wstanie go wyczuć.Specyficzny,charakterystyczny zapach drażnił nozdrza Eleny.Był to zapach…wilgoci.Na niebie widniał srebrzysty półksiężyc.Elena zamarła,w głowie przewijały jej się pewne momenty.Przypomniała sobie jak Damon zawsze chciał żeby była jego księżniczka nocy…cóż można by powiedzieć,że wbrew wszystkiemu nią została.Ale nie dla niego,tylko dla wyższych celów,celów których sama do końca nie znała.Wiedziała jednak,że było to konieczne,nieuniknione,jeżeli chce się ocalić najdroższe ci osoby,najdroższe twojemu sercu…Serce…czy ja mam serce?Dobra koniec…to się nazywa ślepa uliczka,albo droga donikąd-przerwała gwałtownie swoje refleksje,uznając,że posuwa się za daleko.Może powinnam zastanowić się nad samoobroną?Nocą jest wiele niebezpieczeństw…nawet dla…-nie przeszło by jej przez gardło przez myśl także…-jeśli jestem teraz inna-dokończyła innym terminem monolog wewnętrzny.Może to dobry pomysł.Stefan byłby ze mnie dumny,że już opanowałam moce,jako nowo narodzona-uśmiechnęła się do swoich myśli,ale potem coś w niej pękło…Ale czy on jeszcze mnie będzie chciał?Elenę wampira…nie człowieka-słowo wampir,pod wpływem emocji przeszło jej przez myśl.Wkrótce doszła do wniosku,że starczy jej wrażeń jak na pierwszy dzień w nowej skórze.Potrzebowała odpoczynku i snu.Ale czy mogła spać?Niektóre wampiry nie mają tej właściwości jak na przykład Edward.Stefan i Damon to potrafią a ona?Jednak chwilę później się przekonała.Kiedy ułożyła się wygodnie w suchym miejscu jaskini,jej powieki stawały się coraz cięższe i pochłonęła ją ciemność.
*
Edward i Stefan byli w lesie siedzieli na korze drzewa,które upadło jakiś czas temu.Nad ich głowami świecił srebrzysty półksiężyc.Stefan wpatrywał się w nie go intensywnie.Edward miał w dłoniach gałązkę drzewa i kręcił ją między palcami.
-Myślisz,że jest cała i zdrowa?-zapytał nie odrywając oczu od nieba Stefan.
-Tak,jest silna,nie da się-powiedział z uśmiechem,spoglądając na przyjaciela.Stefan odwrócił wzrok i spojrzał na Edwarda.Miał zatroskaną minę,ale przepełnioną bólem.Mimo wszystko doceniał chęci Edwarda,chęci mające na celu utrzymania go na duchu i przy dobrej myśli.Jednak wampir nie miał nadziei.
-Kiedy wcielamy plan w życie?-zapytał Stefan beznamiętnie.
Edward spochmurniał i odpowiedział krótko-Jutro.
-Gdzie Damon?-zapytał Stefan patrząc przed siebie.Brzmiało ta tak jakby zadawał to pytanie sobie niżeli Edwardowi.
-Nie mam pojęcia,pewnie poluje,kto wie.Od czasu…-zatrzymał się wiedząc jakie były by konsekwencje gdyby tego nie zrobił-…sam wiesz-wybrnął-zachowuje się jak opętany-dokończył pośpiesznie i wymijająco.
-Wiem-odpowiedział poważnie i spojrzał na niego.
-W takim razie chodźmy-odpowiedział hardo Edward.
Wstali powolnie,szli i minęli jaskinie.Stefan kątem oka zauważył,że coś się w niej poruszyło.
-Widziałeś?-zapytał.Edward spojrzał w tą samą stronę.Pokiwał głową przecząco.
Stefan jednak nie dawał za wygraną.
Z szybkością wampira znalazł się przed wejściem do jaskini.
Edward w mgnieniu oka stał już przy jego boku.
-Spodziewasz się tu kogoś?-wyszeptał.Stefan zmarszczył brwi i wypatrywał cienia,jaki wcześniej spostrzegł.
Wszedł głębiej.Edward był tuż za nim.Niczego nie zauważyli.Co prawda jaskinia ciągnęła się głębiej i głębiej,ale nie zamierzali tracić czasu.Wychodząc mijali kałuże wody,która utworzyła się z sączących się kropel deszczówki na stalagmicie.
-Nie zła kryjówka-powiedział Edward,tym razem na głos,gdy byli już w ciemnym lesie.
-Tak-przyznał Stefan-Prawdę mówiąc naprawdę myślałem,że ktoś lub coś tam jest…
-Ale nie było…Wracajmy,ty do brata ja do Belli-I nagle sobie przypomniał,Bella,oby nie było za późno.Przeprosił Stefana i już go tam nie było.
*
Elena wyszła z głębi jaskini.Spostrzegła ślady na wilgotnej ziemi i wyczuła zapach.Słodki zapach…to był zapach Stefano!I jeszcze jeden,bardzo podobny,taki jaki zawsze był pomieszany z zapachem Belli-Edward.Oniemiała z wrażenia.Oni tu byli!-zadźwięczało jej w głowie.Serce zaczęło jej bić.Zakręciło jej się w głowie,obraz stawał się niewyraźny.Czy każdy wampir,zakochany w drugim,wyczuwający jego zapach tak szaleje?-zastanawiała się przez chwile.A to oznacza,że jestem nie daleko domu!!!!-ucieszyła się do swoich myśli.Ale jak ja się mu pokarze?Wodziła wzrokiem po swojej sukni.Tak…miała nadal tę samą białą suknię…staroświecką,a teraz poniszczoną i brudną od polowania na zwierzynę i leżenia na podłodze w nowym domu-jaskini.W dodatku była wampirem,dziwacznym!Z jakimiś znakami,ni to mistyczne,ni to kwieciste?Żaden wampir takich nie ma…i…i…te fioletowe oczy!A gdzie jej dawny kolor?Stefano nie będzie chciał dziwadła jakim się stała!Będzie chciał swoją Elenę!Dawną Elenę,Elenę,która jest człowiekiem,o ciepłych policzkach,ludzkim kolorze oczu i bez znaków na twarzy…-Westchnęła a na jej znakach na policzkach pociekły łzy,krwawe łzy.
*
Bella wróciła do domu.Zła na siebie,że nie zostawiła żadnej wiadomości Edwardowi-Pewnie domyśla się gdzie byłam skoro nic mu nie napisałam-wmawiała sobie rozwścieczona.Zauważyła,że Charlie był już w domu.Zjadł zapiekankę jaką zostawiła mu na kolację do podgrzania i chrapał już w swoim pokoju-Która to już godzina?-zastanawiała się i spostrzegła ścienny zegarek w salonie to już 12-sta!?-nie wierzyła własnym oczom.
Poszła z rezygnacją na górę.Z nerwami ze stali.Wiedziała co teraz będzie,znała Edwarda,nie wystraszy się jego,tylko jego reakcji,to tego się teraz należy bać-tłumaczyła sobie.Wzięła głęboki oddech,ścisnęła klamkę,przekręciła.Z zamkniętymi oczami zapaliła światło w pokoju.I stało się…Edward ze skamieniałą miną stał przed nią.Ich twarze się stykały,nie dzielił ich nawet milimetr.Wyraz twarzy miał rozzłoszczony,twardy.Przypominał posąg wykuty z kamienia.Jego piękne rysy twarzy,wyginały się w złości i gniewie,gniewie na mnie-zdała sobie sprawę schodząc na ziemię,gdy przestała wpatrywać się jak wariatka,po dragach w ukochanego.
-Edwardzie…-zaczęła,chwyciła delikatnie ręką jego rękę,założona na drugą.
Położyła bezwładnie swoje czoło na jego.Drugą dłonią przejechała po jego twarzy.Twarz zmieniła się z rozgniewanej na przepełnioną bólem.Bella wiedziała jak go złamać,ale nie mógł się jej poddać nie teraz.Nagle uniósł dłoń i zacisnął ją na jej dłoni,powstrzymując ją przed dalszymi pieszczotami.Zamarła,zamarło jej serce,przestała oddychać.
Spojrzał na jej orzechowe,wystraszone oczy.Obserwował jak traci siły i upada w jego ramionach.Zacisnął je,w uścisku,ratując jej życie po raz kolejny.Obdarzył ją pocałunkiem życia.Jej usta napełnił tlenem.Raptownie wzięła oddech a jej oczy otworzyły się szeroko.Byli zgięci niczym w tańcu.Spostrzegła,ze się na nią już nie gniewa.Patrzy na nią złocistym,przejrzystym wzrokiem,tym zatroskanym,który tak kochała.Zdała sobie sprawę,ze jej głowa wisi nad łóżkiem,spoczywa nadal w jego ramionach,jak wełniana lalka,krucha,zależna od niego.Położył ją delikatnie na łóżku.
Pociągnęła go za sobą.Przyciągnęła do siebie.Jedną ręką przyciągała go do siebie coraz bliżej,trzymała ją na jego plecach,drugą błądziła w jego włosach.Całowali się namiętnie.Chciała by ta chwila trwała wiecznie.Edward był na siebie wściekły.Dał się jej tak łatwo poddać.Przerwał to w końcu.
-Bello,nie wykorzystuj mojej słabości w tak podły sposób,nie wtedy kiedy musimy porozmawiać,nie wtedy kiedy jesteś świadoma konsekwencji swojego postępowania,nie uciekniesz od tego-zmroził ją spojrzeniem.Wstał z pozycji w jakiej się znalazł i przysiadł obok niej.
-Przepraszam-zdołała tylko tyle wydukać.
-Nie muszę pytać gdzie byłaś.
Bella poczuła się jakby go zdradziła.Zdradziła spotkaniem z Michaelem,jakby to była randka,jakby go zostawiła i o nim zapomniała.Poczuła,ze jest jej wstyd.Czerwieni się,a krew huczy jej w uszach.
-Edwardzie kocham cię,ale nie możesz mi zakazywać spotykać się z Michaelem-powiedziała załamanym głosem.
-Bella,czy ty w ogóle mnie słuchasz?-wycedził przez zęby,powstrzymując się od warknięcia na nią-On jest niebezpieczny,może cie skrzywdzić.
-To jest absurd-powiedziała hardo rozzłoszczona,wstała ze swojej pozycji i usiadła przednim.Patrzyli sobie prosto w oczy.
-On jest czarodziejem,czarodziejem ze złymi planami,tak się składa,że nie ma co do ciebie pokojowych zamiarów-mówił tonem groźnym,pewnym siebie i pełnym determinacji.
-Skąd to wiesz?Śledziłeś go?-warknęła.
-Jestem wampirem nie muszę go śledzić by to wiedzieć-Jego twarz była groźna nie wyrażała emocji.Mówił to beznamiętnym tonem,jak człowiek bez duszy.Przeraził Bellę.
-Nie masz prawa!
-Dbam o bezpieczeństwo swojej dziewczyny to źle?
-Twoja dziewczyna umie sama o nie dbać.
Nie odpowiedział zaśmiał się szyderczo i wstał z łózka.Wyszedł z pokoju i zniknął w mroku za drzwiami.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz