Z pamiętnika
Eleny Gilbert
27 listopada 2010
Stało się ze mną coś niezwykłego. Wszystko się zmieniło.
Są dobre i złe strony tej metamorfozy. Jestem jedną z NICH.
Ale czy to, czym jestem jest dobre? Czuję ,słyszę ,myślę, widzę- inaczej.
Są dobre i złe strony tej metamorfozy. Jestem jedną z NICH.
Ale czy to, czym jestem jest dobre? Czuję ,słyszę ,myślę, widzę- inaczej.
Elena Gilbert
Rozdział
Nieznajoma
W szkole Hudson’s Bay High School
W Vancouver wszystko było po staremu.
Słońce świeciło na niebie a wiatr delikatnie powiewając kołysał listki drzew stojących nieopodal szkoły. Między drzewami stała ławka,na której siedziała Elena Gilbert. Czytała książkę Stephena Kinga: ”Miasteczko Salem”
Bardzo lubiła książki gatunku: fantasy,horror.
Jej kasztanowe, długie włosy opadły na twarz. Kiedy chciała je odgarnąć, spostrzegła przechodzącą obok dziewczynę. Elena znała większość osób ze szkoły,przynajmniej z widzenia, ale przechodzącej przed chwilą dziewczyny nie mogła skojarzyć z żadną znaną jej osobą.
Owa nieznajoma miała lekko pokręcone włosy o brązowym odcieniu. Zaczytana dosłownie przed chwilą Gilbert ,wstawszy jakby z transu, podążyła za nową. Osoba, którą zainteresowała się wielbicielka książek horrorów nazywała się Bella Swan i przyjechała wczoraj z Los Angeles. Rodzice dziewczyny rozwiedli się. Mieszkała z mamą na ulicy Wilshire Boulevard. Teraz przeprowadziła się tutaj i zamieszkała z tatą.
-Zaczekaj!
Rozległ się krzyk .Bella spłoszona odwróciła się do tyłu, aby się upewnić czy to do niej były zwrócone krzyki.
-Do mnie mówisz?
-Jesteś tu nowa?-zapytała zdyszana Elena.
-Tak,przyjechałam wczoraj. Bella Swan-zawstydzona, podała rękę. Jej bladą twarz oblał rumieniec a kąciki ust przekrzywiły się w lekkim uśmiechu.
-Przepraszam,że się nie przedstawiłam. Elena…Elena Gilbert.-dodała szybko ,nieco zakłopotana. Wyciągnąwszy dłoń zaproponowała-Bello może poszłabyś ze mną po zajęciach na kawę?
-Pewnie-odpowiedziała wyrwana z zamyślenia.
Minęły już godziny lekcyjne. Elena nie mogła się doczekać spotkania z nową koleżanką. Była miłą,koleżeńską i troskliwą osóbką.Miała z wszystkimi dobry język.Liczyła na to,że znajdzie go również z Bellą Swan.
Nadszedł czas spotkania. Dziewczyny umówiły się w kawiarni parę przecznic od szkoły.
-Więc nazywasz się Bella Swan.Przyjechałaś z Los Angeles.Mieszkasz z ojcem.Mama i twój tata się rozwiedli.
Ciągnęła Elena z dużą uwagą na szczegóły.
-Zgadza się
Potwierdziła nieśmiało nadal spięta.
-Dlaczego jesteś taka skryta.?Nie musisz się mnie obawiać.Możesz odnosić głupie wrażenie.Snuć różnorakie domysły na mój temat.Przepraszam jeśli za bardzo wścibiam nos w nie swoje sprawy.-Mówiła już coraz bardziej przygasłym i mniej odważnym głosem.
-Nie oto chodzi.
Cieszę się,że mnie zaprosiłaś i oprowadziłaś po szkole.Jesteś miłą i otwartą osobą.
-Dziękuję
Odpowiedziała Elena z pokorą .Postanowiła mniej wypytywać i naciskać na koleżankę.
Elena i Bella powróciły do swoich domów.Bella była zajęta w swoich rozmyślaniach, po drodze do domu myślała o spotkaniu z nową poznaną koleżanką.Nie rozumiała czemu zaciekawiła ją swoją osobą i dlaczego zasłużyła na takie traktowanie.Ale cieszyła się z tego. Zaś Elena Gilbert głowiła się dlaczego Swan jest taka spięta, co ją podenerwowało. Czemu jest taka skryta? Czyżby coś ukrywała?Zbliżając się do domu.
Nagle za przecznicą ujrzała jakiegoś chłopaka przypatrywał się jej .Był mniej więcej w jej wieku. Jednak Elena też nie mogła skojarzyć go z żadną znajomą twarzą ze szkoły .Zlękła się po czym przyspieszyła krok.Chłopak nic sobie nie robił z jej przerażenia i przyspieszonego chodu. Szedł śmiało i prosto za nią.
Jakiś czynnik sprawił, że się cofnął i zniknął niczym straszny sen. Elena odwróciwszy się, nikogo nie dostrzegła za swoimi plecami.Ciemna i długa przecznica dobiegła końca. Elena weszła szczęśliwa, lecz ani trochę mniej zaniepokojona do swojego domu.
*
Vancouver nie było przytulnym miasteczkiem ,chociaż każdy kto spojrzy na nie odnosi przeciwne wrażenie.Szkoła ,nowe koleżanki i koledzy,ale to tylko pozory.Miasto,w którym mieszka Elena skrywa tajemnicę.Kluczem ujawniającym po części te mroczne sekrety jest dom pięć przecznic za domem Gilbert.Zamieszkała w nim trójka chłopaków w wieku Belli i Eleny.Dwójka z nich chciała zmienić swoje życie,zacząć wszystko od zera.Ostatni zaś ignorował wszelkie zasady i wyznaczone granice.Był problemem,dla społeczeństwa w Vancouver a teraz i Eleny.Codziennie po zmroku nachodził ją i miał zamiar spełnić swój nikczemny plan.Przystojny i niebezpieczny Damon Salvatore.
Jego brat Stefan był jednym z dwóch,którzy chcieli się zmienić,ale na lepsze.Trzeci nie był ich bratem.Nazywał się Edward Cullen.Poznali się dawno temu.Również chciał się zmienić. Jednak powodem powrotu tutaj nie było zmienienie swojego postępowania i życia.Trójkę łączyła dawna przeszłość związana z tym miastem.Braci Salvatore Katherine Petrova.Edwarda czysta ciekawość co do jednej dziewczyny.Przybyła tutaj i zaprzyjaźniła się z powodem przybycia tutaj braci i obsesją Damon’a.Chłopacy nie byli ludźmi .To były wampiry.Łaknące krwi i nie zatrzymujące się przed niczym.Gdy ich wargi dotknęły krwi,gwałtownie zamieniali się w zwierzęta.Dominował instynkt drapieżcy i chęć krwi.Stefan i Edward mieli dość takiego życia.Zdawali sobie sprawę,że są potępieni,ale mimo wszystko chcieli zmienić swój los na ziemi.Jedynie Damon’owi odpowiadało takie życie.Nie narzekał na swój los.Korzystał z życia ile mógł.Kiedy miał jakie kol wiek złe odczucia natychmiastowo je wyłączał.Byli szybcy,silni,nieśmiertelni,oczarowywali wzrokiem gdy tylko chcieli namącić w głowach ofiar,czuli,myśleli widzieli wyraźniej niż jaki kol wiek żyjący i stąpający po ziemi człowiek.Istne maszyny do zabijania.Po mimo tych wszystkich wampirzych zdolności Edward Cullen był wyjątkowym wampirem,jedynym w swoim rodzaju.Potrafił czytać w myślach śmiertelników tak jak i wampirów.
Bracia wraz z Edwardem mieli zmienić historię tego miasta oraz zapoczątkować przebieg zupełnie innych wydarzeń.
*
Bella leżała na swoim łóżku czytając swoją ulubioną książkę-Wichrowe wzgórza,nagle poczuła się senna i zamknęła oczy.Charlie jej tata także już pochrapywał od jakiś dziesięciu minut.Z niechęcią wstała z łóżka i podążyła schodami na dół do saloniku,ponieważ słyszała odgłosy z telewizora.
Ach ten Charlie,do grobu mnie doprowadzi-pomyślała jednocześnie ziewając i leniwie się ociągając.Kiedy wyłączyła telewizor w domu zapanowała ciemność.Dziewczyna tym razem zdenerwowała się na siebie,ponieważ zdawała sobie sprawę,że jest z niej niesamowita ciamajda-potyka się nawet o najmniejsze kamienie gdy jest widno a co dopiero kiedy panuje całkowita ciemność,a ona ma się wspiąć po schodach?To jak wyrok śmierci!
trudno najwyżej nadwerężę sobie jakąś kość albo się przewrócę-pomyślała zrezygnowana macając opuszkami palców ściany domu,na których podpierała się dłońmi.Próbowała coś dojrzeć,ale niczego nie mogła dostrzec.Potknęła się raz,drugi aż w końcu zahaczyła prawą nogą o swoja lewą i grzmotnęła jak długa na ziemię.Poczuła ból i ciecz sączącą się jej z łokcia.Starła ją palcem i zdała sobie sprawę,że to krew.Jasna cholera!-wymsknęło się jej.Charlie przewrócił się na drugi bok co nie uszło jej uwadze.Może kondycję i ruch fizyczny miała słaby,ale słuch doskonały.Z oporem i trudem wstała podciągając się za pomocą dłoni podpartych na ścianie.Poczuła jakby podmuch wiatru obok siebie.Była prawie pewna,że ktoś koło niej przeszedł.To nie mógł być wiatr,okna są pozamykane-pomyślała,niezdarnie unosząc jedną nogę po drugiej wchodząc uważnie stopień,po stopniu w górę po schodach.Cztery schodki dzieliły ją od końca,ale dostrzegła koło siebie chłopaka o pięknej twarzy,przetarłszy oczy i spostrzegłszy jeszcze raz w tą samą stronę nikogo nie dostrzegła.To jakieś duchy,zjawa?-zastanawiała się gorączkowo.Ty głupia wariatko,ale masz wyobraźnie.To reakcja na krew i obolałe partie ciała-tłumaczyła sobie ponawiając przerwaną wspinaczkę.Skończywszy niebezpieczną drogę po ciemku,doszła do swojego pokoju.Zapaliła światło i odetchnęła z ulgą.Zbadała swoje obrażenia.Na kolanie miała krwiaka,który zdążył zmienić minimalnie swoja barwę z sinej na bledszy odcień.Skóra na łokciu była starta,stąd krew.Dziewczyna natychmiast opatrzyła ranę.Umyła zęby i błyskawicznie przebrała się w piżamę.Zadowolona z małych i nie groźnych obrażeń(zazwyczaj bywały gorsze i kończyły się wizytą w szpitalu)położyła się i zniknęła w otchłani snów.Minęła jakaś godzina,jej powieki lekko się poruszyły,dostrzegła tego samego chłopaka.Tym razem nie mogło jej się to przewidzieć.Natychmiast zapaliła lampkę,jednocześnie zrywając się z pozycji leżącej.Postać zniknęła wraz z lekkim powiewem wiatru,który zawiał z otwartego okna.Mogłabym przysiąc,że go nie otwierałam-wzdrygnęła się zwracając wzrok ku oknu i zasłonom powiewającym w rytm wiatru i uginające się w różne kształty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz