niedziela, 15 marca 2015

XI Niebezpieczeństwo

Rozdział 11
Niebezpieczenstwo

Damon w dalszym ciągu był sam w opuszczonym domu Salvatorów.
Z racji tego,że jego brat przeżywał upojne chwile z dziewczyną,która i mu zawróciła w głowie a Edward nie wrócił na noc.
Mam nadzieję,że Edward ją zagryzł,albo Stefanowi powinęła się noga,a Elena wybiegnie  stamtąd z krzykiem-krążyło mu po głowie.
Zrobił to co zrobić powinien i robił to aż nader często.Walnął się niedbale na kanapie i nalał sobie wina.
Nie miał pojęcia,czy tak się nawalił czy też nie,ale usłyszał jakiś hałas dobiegający z piwnicy.
Uznał,ze mu się wydawało i nie zareagował.Znowu powiew i hałas,cień niczym wampirzy intruz.Postanowił grać na zwłokę.Jeżeli ktoś tu jest niech myśli,ze nadal o tym nie wiem-tłumaczył sobie.Wstał w człowieczym(ślimaczym tempie)z kieliszkiem w dłoni,po czym drewniany,mały wąski przedmiot z prędkością światła przebił kieliszek w jego dłoni i rozsypał się na miliony malutkich kawałeczków a czerwona,lepka konsystencja z hukiem szkła upadła na podłogę.Czerwone plamy napoju kontrastowały z jasno brązową podłogą.Ten numer znał doskonale.Rzucił się na podążający za nim ciemny kontur.Obnażył kły i przykuł wampira do ściany a konkretniej wampirzycę.
-Katherine!-wysyczał,przez zaciśnięte szczeki i w żelaznym uścisku przyciskając ją mocniej do ściany.
Nie zamierzała się wyrywać.
-Ja również się ciesze na twój widok-posłała mu zalotne spojrzenie.Jej długie loki opadały na ramiona.Fioletowa kreacja,świetnie podkreślała jej figurę.
-Przybyłaś na zlot dziwek?Tylko wiesz…nie słyszałem,ze tu się odbywa,wiec powinnaś stąd spieprzać,chyba,że sam mam cie kopnąć.
-Miły i przystojny jak zawsze-rzekła kpiarsko ale mniej uprzejmie.
-Nie ma Eleny jak i zlotu,wiec co tu robisz?-zapytał ostrym tonem.
-Chciałam was odwiedzić.Nie można wpaść z wizytą?Koniec tej zabawy-oznajmiła po czym złapała go za dłonie przyciskające jej ramiona do ściany.Złapała Damona zaszyje i tym razem to ona przygwoździła go do ściany.
-Posłuchaj pochmurny gnojku…Jak przyjdzie Stefan przekaz mu ode mnie wiadomość.Brzmi następująco ma się ze mną spotkać jak najszybciej.Inaczej przestanę być miła i pokażę wam na co naprawdę mnie stać.Dotarło?To dobrze.
Puściła go.Właśnie zamierzał ją złapać kiedy wstrzyknęła mu w brzuch z całej siły strzykawkę.
-Werbena…-wyjęczał upadając na ziemię obok odłamków kieliszka.
-Na razie.
-Ty suko!
                          *
Stefan i Elena obudzili się w promykach słońca,prześwitujących z okna.
Pocałowali się na przywitanie.Elena wstała z łóżka.
-Idę się napić,a ty,czegoś potrzebujesz?-zapytała troskliwie.
On wpatrywał się w nią troskliwie i z opiekuńczością.
-Nie dziękuje-rzekł.
Elena pożegnała go promiennym uśmiechem i znikła w drzwiach.
Nagle zadzwonił telefon.
Dziewczyna podniosła słuchawkę.
-Elena Gilbert słucham.
Cisza
-Halo?-ponownie w telefonie cisza.
Po dwóch kolejnych sygnałach ktoś się rozłączył.
Elena z początku się nie przejęła.
Nalała sobie wody mineralnej do szklanki i wzięła łyk po czym ponownie zadzwonił telefon.
-Tak?-zapytała zniecierpliwiona.
Cisza
-Czego chcesz?-zapytała poirytowana
-TWOJEJ ŚMIERCI-odpowiedział żeński głos w słuchawce,po czym od razu się rozłączył.
Elena zamarła.Rzuciła słuchawkę na ziemię.Stefan przybiegł w wampirzym tempie jak najszybciej mógł.
-Co się stało?-zapytał zaniepokojony widząc Elenę skuloną i zapłakaną na ziemi.
Objął ją i przytulił mocno.
Dziewczyna była tak wstrząśnięta,że nie mogła wydusić z siebie słowa.
-Już dobrze kochanie,jestem przy tobie-odrzekł gładząc ją po ramieniu.Wtuliła się w jego pierś.
-Ona..onna…chhhhceee…-przerywała popłakując i zapowietrzając się.
-Spokojnie-odrzekł.
-mojeeej…mo..jej…śmierci.
Te słowa walnęły w niego niczym grom.
Zapanowała cisza.Był słychać tylko lament roztrzęsionej Eleny.
-Skarbie,spakuj się.Wracamy do domu-odrzekł łagodnie,ale stanowczo.
-Niee..odch..odź-wydusiła z siebie.
-Nie opuszczę cię-rzekł i pocałował ją w czoło.Trwał z nią tak, puki się nie uspokoiła.
            *
Bella siedziała w księgarni i czytała.Podszedł do niej jakiś chłopak.
-Mogę się przysiąść?-zapytał nieśmiało.
Dziewczyna przyjrzała mu się lepiej.Miał blond włosy.Nosił czarne jeansy i niebieską bluzkę z krótkim rękawem z nadrukiem.Wyglądał jak każdy przeciętny chłopak.
Zdziwiła się,że nieznajomy chcę usiąść akurat tutaj.Prawie każda ławka stała pusta po za jedną na przeciwko,przy której siedział drugi chłopak mniej więcej w ich wieku.Był odwrócony plecami do nich.Nie wnikając głębiej co kieruje nieznajomym,Bella zebrała się na coś w rodzaju bladego uśmiechu i przytaknęła.
-Nie ma sprawy.
Chłopak rozluźnił się i odetchnął z ulgą.
-Głupio tak się nie przedstawić.Nazywam się Michael Ralph.
Wyciągnął rękę na przywitanie.
Kolejny raz ją zdziwił ten przyjacielski,powitalny gest z jego strony.Cóż więcej mogła począć i jakie miała wyjście jak nie uczynić tego samego i zachować się jak na przyzwoitego człowieka przystało?
-Bella Swan-podała mu dłoń.
Już wróciła do lektury,ale nie minęło pięć minut i chłopak ponowił rozmowę.
-Nie widywałem cię tu wcześniej.
-Owszem.Przeprowadziłam się niedawno,dwa miesiące temu-wymamrotała.
-Cóż…w bibliotekach rzadko kiedy widywane są tu dziewczyny takie jak ty-odrzekł uśmiechając się ciepło.
Albo mi się wydaję,albo on ze mną flirtuje-zaczęło jej chodzić po głowie.
Próbowała odgonić od siebie te myśli i poczęła na nowo zatracać się w książce.
           *
Stefan zadzwonił do Damona,podczas gdy Elena była w łazience.
-Damon?
-Stefan,co się stało?-zapytał przerażonym tonem,ale kryło się za tym jakieś drugie dno.Zdziwiło to Stefana.Zwłaszcza,że nie usłyszał żadnego nie miłego słowa nadzień dobry czym zawsze raczył go witać brat.
-Na telefon stacjonarny ktoś zadzwonił.Na nieszczęście odebrała Elena.Telefon w słuchawce nie odzywał się,jednak oznajmił,że chcę jej śmierci.
W słuchawce zapanowała cisza po czym Damon się odezwał-miałem dzisiaj gościa-odrzekł ironicznym tonem.To był normalny Damon,doszedł do wniosku Stefan po tym tonie wampira.
-Owy gość,pragnął przekazać ci wiadomość po przeze mnie…-ciągnął
Stefan słuchał w skupieniu.
-I jeżeli natychmiast nie przyjedziesz i nie spotkasz się z panną ”The biggest bitch on a whole world” o imieniu Katherine to…cytuję-Inaczej przestanę być miła i pokażę wam na co naprawdę mnie stać-ostatnie zdanie wymówił babskim głosem,naśladując wampirzycę i nie co koloryzując jej głos.
Jednak Stefanowi wcale nie było do śmiechu.
-Niewykluczone,że to ona stoi za tymi telefonami.Zaraz będę-odpowiedział i rozłączył się.
                      *
Chociaż godzinę temu Bella nie miała ochoty na spoufalanie się z Meachel’em,teraz rozmawiali niczym para przyjaciół znających się od kołyski.Śmiali się,serwowali sobie po kolei żarty.Rozmawiali na temat ulubionych filmów,horrorów tych dennych jak i z prawdziwego zdarzenia.Ta rozmowa tak ich pochłonęła,ze dziewczyna zapomniała o ojcu.
-Na śmierć zapomniałam,ze Charlie czeka na mnie w domu z obiadem-złapała się za głowę,po czym odwróciła się na piecie do swojego samochodu na parkingu.
-To moja wina,zagadałem cię-zmartwił się chłopak i podrapał prawą ręką po głowie,bo w lewej trzymał wypożyczona książkę,z której nie przeczytał ani strony.Za bardzo pochłonięty był zagadywaniem Belli.Tymczasem pożegnali się,Bella odprowadziła Meachel’a wzrokiem.Ten pokiwał jej na pożegnanie.Dziewczyna wstąpiła do marketu i w szybkim tempie zapakowała do koszyka,najpotrzebniejsze rzeczy do obiadu.Zapłaciła gotówką,potknęła się o własne nogi,na szczęście niczego nie uszkadzając i wsiadła do auta.Włączyła radio i wcisnęła pedał gazu,ruszając przed siebie.
-Tato,przepraszam za spóźnienie!-krzyknęła Bella zaraz gdy otworzyła drzwi po wejściu do domu.Jednak nikt się nie odzywał.Weszła do kuchni i spostrzegła liścik przyczepiony do lodówki magnesami.
Cześć Bells!
Wiem,że miałem przyjść na obiad,ale dzisiaj jem u Billego.Wybacz…coś wypadło.
Tata.
Świetnie a ja tak gnałam-pomyślała zawiedziona,a zarazem odetchnęła z ulgą,że niezastała głodnego ojca czekającego przy stole.
Odwróciła się od tatusiowego liścika i o mal jej duch nie wyskoczył z ciała kiedy ujrzała nie ruchomo siedzącego Edwarda na jednym z czterech krzeseł,które przed chwilą były przysunięte do stołu i nikogo na nich nie było.Mało brakowało a zaczęłaby krzyczeć.Dostała gęsiej skórki i prawie przestała oddychać.
-Edward?-wyjąkała opanowując głos.
Twarz miał zastygłą niczym posąg a wzrok nie przenikniony,przeszywał ja na wskroś co jeszcze bardziej sprawiało,ze włosy jeżył się na głowie,
Nie odzywał się nadal,uporczywie ją obserwował.
-Powiedz coś…-powiedziała unosząc teatralnym gestem ręce w górę.
On nadal ja obserwował.Nagle coś w nim pękło.Twarz miał surową i wydawał się rozgniewany.
-Gdzie byłaś?-zapytał,głosem jakiego wcześniej nie znała,co jeszcze bardziej ja zszokowało.Pozbawiony był wyrazu,uczucia,był lodowaty jak jego skóra i oddech.
-W…bibliotece,apotem w sklepie-wyklepała jakieś słowa starając się ułożyć jakieś sensowne zdanie.Oczywiście pominęła całą tą przygodę z Meachelem,z czego zdała sobie sprawę po czasie.
-Jesteś pewna,że czegoś nie pominęłaś?-zapytał niemalże oskarżycielskim tonem.
-Co masz na myśli?-zapytała tępo,chociaż zdawała sobie sprawę co jej chłopak może mieć na myśli.
-Doskonale wiesz co…-zaśmiał się krótko i oschle.
-M…Meachel…to miły chłopak poznałam go w bibliotece-odpowiedziała w taki sposób jakby przyznawała się mu do zdrady,albo nie wiadomo jakiego wykroczenia,czy zbrodni.
Prychnął.
-To takie ważne?Nie mogę się z nikim spotykać,ani poznawać ludzi?-jej wątpliwość przerodziła się w gniew.Postawiła się mu i zbulwersowała się na niego.
-Ależ skąd-odparł chłodno.
-Co to ma znaczyć?Jakim prawem decydujesz z kim mam rozmawiać a z kim nie?Czy ja cie śledzę i wtrącam się z kim masz rzekomo rozmawiać a od kogo masz się trzymać z daleka?-warknęła,podeszła do niego bliżej,tak,ze ich twarze dzieliły centymetr,a nosy prawie się stykały.
Wstał niewzruszony.Ucichła i zastanowiła się w ogóle o czym a raczej o kim mowa.Co ona wyprawia?Przestraszyła się jego postawą wobec niej,tego,ze się nie porusza i stoi tak blisko.Miała coraz większe obawy co do tego czy on czuje to samo do niej co ona do niego.Edward złapał palcem za pasek u jej spodni i przyciągnął ja do siebie tak blisko,że stykali się ciałami.Zrobiła krok do tyłu po czym on zrobił go równocześnie za nią.Kolejny,raz i kolejny.Zatrzymali się przy ścianie.Nie dzieliła jej żadna przestrzeń między nim a ścianą była do niej przygwożdżona.Złapał ręka jej brodę i podniósł ją delikatnie tak,że mogła spojrzeć mu w oczy a on w niej.Przechylił swoją głowę ku jej i złożył na jej ustach pocałunek.Jego usta były zimne,a zarazem miękkie.Zawiesiła mu ręce na karku i odpowiedziała z takim głodem,że jej usta powinny zamienić się w miazgę.Edward był w tym co raz lepszy.Nie odsunął się mimo jej pocałunków i bliskości,w dodatku sam się tego podjął.Nie rozumiała co miało znaczyć jego zachowanie,ale cieszyła się,że zakończyło się to tak a nie inaczej.Wmawiała sobie,że to zazdrość,co jej schlebiało.Cieszyła się,że to Edward jest o nią zazdrosny a nie na odwrót.Ile dziewczyn w szkole musiało marzyć,aby znaleźć się na jej miejscu.
                                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz